30 września 2012

Przegląd poczty #2

Przez ostatnie dwa tygodnie listonosz zawitał z dość dużą jak dla mnie ilością przesyłek, więc postanowiłam się tym zbiorczo pochwalić. Czy patrząc na same koperty jesteście w stanie odgadnąć co otrzymałam?
Jeśli nie, to czytajcie dalej... :)


Udało mi się nawiązać współpracę z firmą Sudomax, otrzymałam jedno pełnowartościowe opakowanie i 5 próbek kremu. Wkrótce pojawi się pełna opinia, ale póki co zdradzę, że gorąco kibicuję i szczerze życzę firmie sukcesu, bo jest z mojego miasta, a ja jestem lokalną patriotką :)


Kolejne przesyłki to kosmetyki novaclear. Jako jedna z 300 blogerek zostałam wytypowana do testowania i zamieszczenia opinii na temat otrzymanego preparatu (recenzja jest w trakcie tworzenia, pojawi się w przeciągu kilku dni :)). Jak pewnie już wszyscy słyszeli w związku z tym, że kosmetyki, które otrzymały blogerki miały datę ważności do listopada tego roku, wybuchła mała afera, dziewczyny czuły, że to zagranie było ewidentnym brakiem szacunku. Mnie ta sprawa jakoś obeszła, bo każda z nas zgodziła się na testowanie kosmetyku przez 2 tygodnie od otrzymania go, więc w tym czasie jest on jak najbardziej przydatny do użycia. Jednak firma dbając o swoje dobre imię postanowiła wysłać każdej blogerce po jeszcze jednym produkcie, tym razem z dłuższą datą przydatności. I tak oto w moje ręce trafiły dwa preparaty punktowe - jeden z datą ważności do listopada tego roku, a drugi aż do maja 2015.


Niespodziewana przesyłka od portalu prekursorki, czyli 3 batoniki zbożowe do testów. Niespodziewana, bo nawet nie wiedziałam, że wypełniając krótką ankietę załapę się do niewielkiej, ale słodkiej współpracy.


O tej paczce zupełnie zapomniałam, bo formularz w celu otrzymania darmowych próbek na stronie o.b. wypełniłam już dawno temu. No ale jak widać przesyłka dotarła, a w niej  4 tampony, kalendarzyk i książeczka z poradami.


Kolejne próbki, na które czekałam tyle czasu, że już zdążyłam o nich zapomnieć - próbki kosmetyków petracell wraz z folderem opisującym wszystkie produkty.


Próbki Bratek Plus, które można było zamówić w szybkiej i łatwej akcji na fanpage'u tego suplementu. Wystarczyło polubić stronę i w odpowiednim czasie wysłać e-mail z adresem.


I na koniec zawartość wszystkich kopert ujęta na jednym zdjęciu. Na mnie robi wrażenie ;)

25 września 2012

Synergen krem tonujący


OPIS PRODUCENTA

Synergen Tonujący krem antybakteryjny

Tonujący krem odpowiednio nawilża skórę oraz tuszuje jej niedoskonałości nie zamykając porów. Nadaje cerze naturalny wygląd i sprawia, że się nie błyszczy. Specjalne składniki zapobiegają tworzeniu się wyprysków i nieczystości. Skóra staje się delikatna w dotyku, zapobiega stanom zapalnym skóry.

Sposób użycia: codziennie rano po oczyszczeniu skóry nałożyć delikatnie na skórę twarzy, szyi i dekoltu.

Cena: 5-10 zł
Pojemność: 40 ml
Dostępność: tylko Rossmann



CZYM JEST KREM TONUJĄCY?


Zacznę od krótkiej odpowiedzi na to pytanie, gdyż wiele osób ocenia ten kosmetyk jako zwykły fluid. Krem tonujący jest natomiast lżejszy od pokładu, gdyż jest zmieszany z kremem. Jego krycie nie będzie tak silne, a zapewni raczej naturalny wygląd. Nakłada się go nie jak podkład, a jak krem. Powinien wygładzić skórę i ujednolicić jej koloryt oraz być łagodniejszy niż podkład.

SKŁAD




MOJA OPINIA


Krem jest wydajny (zwłaszcza biorąc pod uwagę niską cenę), ale jak to z tubkami bywa - najczęściej z opakowania wydobywa się dużo więcej kosmetyku, niż byśmy tego chcieli. Nie zauważyłam działania antybakteryjnego, ale produkt także nie zapycha. Niełatwo jest go rozprowadzić, bo szybko zasycha, a w dodatku może zostawiać plamy, ale jak już się uda otrzymujemy naturalny efekt krycia, nie pozostawia tłustej warstwy. Ogromną wadą jest to, że się roluje.
W moim przypadku ten krem najlepiej spisuje się w parze z sypkim pudrem. To połączenie daje efekt zmatowienia, zdrowej cery i naturalnego efektu krycia. Nie spisuje się jednak przy wysokich temperaturach, które powodują jego spływanie z twarzy.
Tak naprawdę sama nie wiem co myśleć o tym kremie tonującym, bo tyle ma zalet ile wad. Szalę goryczy może jednak przechylić na swoją stronę skład, którego z pewnością nie można nazwać imponującym.




22 września 2012

Klasyka czyli Carmex w słoiczku

Jak pewnie większość blogerek, już jakiś czas temu otrzymałam do testów znany już chyba na całym świecie balsam do ust Carmex. Trafiła mi się wersja w słoiczku, która jednocześnie stała się dziewiczą, gdyż do tej pory moje wszystkie pomadki ochronne były sztyftami.


Skład: Petrolatum, Lanolin, Cetyl Esters, Theobroma Cacao Seed Butter, Cera Alba, Paraffin, Camphor, Menthol, Salicylic Acid, Aroma, Vanillin.


                                                                           Moja opinia                                                                         

Balsam dostępny jest w przeciętnej jak na ten kosmetyk cenie - od 6 zł na allegro do 11 zł w drogeriach za pojemność 7,5g.
Opakowanie to wytrzymały słoiczek z twardego plastiku z metalową zakrętką. To co mnie, jako przeciwniczce nieuczciwego marketingu rzuca się w oczy to "oszukana" zawartość. Zagłębienie w dnie powodujące, że konsument ma nadzieję na dużo większą zawartość produktu w pojemniku. Co więcej samo nabieranie balsamu i nakładanie go na usta nie jest szczególnie higieniczne, zwłaszcza jeśli nie ma w danym momencie możliwości wytarcia czy umycia rąk, a szczególne kłopoty może sprawić osobom z długimi paznokciami. Ale wybaczam mu to, bo trzeba się z tym liczyć w przypadku każdego balsamu w słoiczku. 
Sama konsystencja jest przyjemna, jeśli trzymamy balsam w odpowiedniej temperaturze to nakłada się bardzo łatwo. Zimą, na zewnątrz się jednak nie sprawdza, bo bardzo twardnieje i posmarowanie nim ust graniczy z cudem. Co jednak jest jego dużą zaletą to wydajność - używam go kilka miesięcy i nie ubyła nawet połowa. 
Poczytałam w internecie trochę opinii i dużo osób skarży się na zapach. Mnie absolutnie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - bardzo go lubię, przywodzi na myśl świeżość. Trzeba natomiast przyznać, że jest on charakterystyczny i intensywny, ale nie ma się co dziwić skoro w składzie mamy między innymi mentol i kamforę.
Zniechęcający może być smak, bo nawet jeśli unika się oblizywania ust, to balsam i tak spotyka nasze kubki smakowe, a ta para raczej się nie polubiła - jednym słowem Carmex jest po prostu niesmaczny.
Nareszcie przechodzimy do meritum, czyli działania - tego czego oczekujemy od balsamów do ust. Na początku byłam z tego produktu zadowolona, jednak po dłuższej aplikacji stwierdziłam, że zupełnie nie spełnia swojej roli, a wręcz przeciwnie - wysusza usta! Podoba mi się efekt mrowienia (uwielbiam uczucie chłodu w kosmetykach!), ale skład i wspomniane przed chwilą efekty są dyskwalifikujące.


Mimo wielu niedogodności, z jakichś powodów mam ochotę na wypróbowanie Carmexa w innych wersjach - może to wersja w słoiczku jest dla mnie nieodpowiednia? A co jeśli tubka okaże się dużo lepsza? Jedno wiem na pewno - słoiczka już więcej nie kupię.
Poniżej zdjęcie przedstawiające Carmex na ustach - wygląda naturalnie i dodaje blasku, ale niestety oznacza też potworne wysuszenie ust...

20 września 2012

Krok po kroku: ombre nails.

Po moim ostatnim ombre zmobilizowałam się do stworzenia instrukcji, która być może komuś pomoże, a może nawet zainspiruje do eksperymentowania z własnymi pazurkami.

Co będzie nam potrzebne?
  • wybrane przez nas kolory lakierów + top coat
  • gąbka (może być do mycia ciała lub naczyń)
  • kawałek folii, w moim przypadku - koszulka biurowa
  • zmywacz do paznokci
  • waciki i pałeczki kosmetyczne

Krok 1.
Na przygotowany do malowania paznokieć nakładamy lakier, który posłuży nam za bazę. U mnie była to biel, ale możemy dopasować inny jasny kolor, który nie przyćmi późniejszego efektu. Nie przejęłam się, że lakier nie wyglądał najlepiej, widoczne były prześwity i smugi, ale i tak zostanie przykryty innymi emaliami.


Krok 2. 
Na folię nakładam wybrane kolory lakierów - jeden pod drugim. Nie polecam nakładania od razu całej potrzebnej ilości, bo za bardzo się zleje lub trochę zaschnie. Ilość ze zdjęcia wystarczy na dobre pokrycie 2-3 paznokci.


W przygotowanym lakierze maczamy gąbeczkę i nakładamy na paznokcie, nie bojąc się tego, że wjedziemy na skórę. Jak widać, na początku nie wygląda to zachwycająco...


Krok 3.
Wacikiem lub patyczkiem kosmetycznym czyścimy lakier wokół paznokcia. Na wierzch nakładamy bebarwny top coat - to dość istotne, bo podkreśli kolor lakieru i przede wszystkim wyrówna powierzchnię, która czasem (przez gąbkę) może być chropowata.



 Lakiery, których użyłam:
  • biały z satynową poświatą (nr 339) Wibo Lovely
  • cytrynowy (nr 157) Coral Prosilk
  • pomarańczowy (nr 123) Coral Prosilk
  • bezbarwny top coat (01) Inglot

18 września 2012

Jak szybko zostać pandą: płyn do demakijażu oczu ziaja


OPIS PRODUCENTA


Skutecznie i delikatnie usuwa makijaż. Zapobiega wysuszaniu wrażliwej skóry wokół oczu. Nie powoduje podrażnień skóry i spojówek.
Polecany również dla osób stosujących soczewki kontaktowe. Przebadany okulistycznie. Nie zawiera substancji zapachowych.


Cena: 4-6 zł
Pojemność: 120 ml
pH łez

Stosowanie: Delikatnie zmywać makijaż wacikiem nasączonym płynem, unikając wprowadzenia go do oka.



SKŁAD




MOJA OPINIA

Niestety, ale to chyba jeden z najgorszych płynów do demakijażu, jaki stosowałam. Fakt, że czasem (gdy miał dobry humor, a ja siłę i odwagę trzeć moje biedne oczy) udało mu się w prawie 100% pozbyć makijażu. Niestety jednak w większości przypadków, mimo moich najszczerszych chęci i wielu prób, pozwalał mi na chwilę zmienić się w pandę, czyli potwornie rozmazywał kredkę i tusz dookoła oka. Żeby jakkolwiek zauważyć działanie tej ziajki, musimy porządnie się natrzeć i pocierać oko, które jak wiadomo, za takimi zabiegami nie przepada. Przytrzymanie wacika na oku przez kilka sekund przed przecieraniem również nie poprawia efektu.
Produkt jest dobrze dostępny, opakowanie wygodne, cena nieznacząco obciąża portfel, ale gdy dodamy do tego niewydajność (bo produktu naprawdę bardzo szybko ubywa), to kosmetyk nie jest warty zachodu. To, co trzeba mu przyznać to to, że faktycznie nie podrażnia, ani nie wysusza skóry - przynajmniej w moim przypadku.

Edit: po dłuższym stosowaniu podrażnia oczy i powoduje ich swędzenie.


15 września 2012

Haul bardzo mini.

Moja wyprawa do IKEA w poszukiwaniu łazienkowych inspiracji jak zwykle zaowocowała powiększeniem zasobów kosmetyczki.... chyba przydałby mi się powrót do akcji przeżyć miesiąc za 50 zł, zaczęłam nawet myśleć o jej organizacji, ale czy byłyby jakieś chętne? :)

Mieszanka zakupów z Rossmana i Superpharm:
lakier do paznokci Wibo Lovely - kolor biały z satynową poświatą, mam nadzieję że nada się pod kolejne ombre - 4,79
zmywacz do paznokci Isana - całkiem niezły zmywacz w bardzo korzystnej cenie 3,99 zł / 125 ml
dwa peelingi myjące do ciała Joanna Naturia - aktualnie używam już jednego chyba o zapachu kiwi, ale skubane bardzo szybko się kończą - 3,99 zł / szt. 100 ml
dezodorant w kulce Isana - tutaj nie ukrywam zachęciła mnie firma, która przy niskiej cenie produkuje naprawdę dobre kosmetyki, zobaczymy jak sprawdzi się ten dezodorant - 4,89


Z IKEI nie wyniosłam niestety inspiracji (czym, przy okazji, byłam bardzo zawiedziona), ale w moje ręcę wpadły między innymi czyścik do ubrań za 2,79 zł i zaparzacz do herbaty za 2,99 zł.

13 września 2012

Moje pierwsze ombre nails.


Nareeeeeszcie doczekałam się spotkania z moimi lakierami. Tęskniłam za nimi całe wakacje! Mam mnóstwo pomysłów na pazurki i w końcu mogę zacząć je realizować. Na pierwszy ogień poszło długo wyczekiwane ombre.

Wybaczcie niewyraźne zdjęcia. Dzień bardzo pochmurny, a przy sztucznym świetle niestety wygląda to jak wygląda. Dopiero uczę się odpowiedniego ustawiania, a mój kiepski aparat zdecydowanie w tym nie pomaga...


Na początku paznokcie nie wyglądają zachwycająco. Używając gąbeczki ubrudziłam palce prawie do kostki, ale po zmyciu efekt zdecydowanie się poprawia. Polecam też użycie top coat'a - dodaje blasku,  zdecydowanie poprawia koloryt i poniekąd ukrywa niedoskonałości.






Człowiek uczy się na błędach i ja kilka takich, które popełniłam poprawię przy następnym razie. Ombre nails są banalnie proste do wykonania, ale jeśli tylko chcecie dodam instrukcję krok po kroku - wystarczy napisać w komentarzu :)

Lakiery jakich użyłam:
koralowy (nr 148) Coral Prosilk
ciemny róż Vollare
fiolet Vollare

nude (nr 02 strawberry ice) Essence - jako podkład pod ombre
bezbarwny (nr 01) Inglot- top coat

9 września 2012

Soraya make-up matujący.



Opis producenta.
Matujący make-up z Witaminą E oparty został na nowoczesnej formule bogatej w aktywne cząsteczki absorbujące nadmiar sebum Zapewnia długotrwałe i matowe wykończenie makijażu, nie wysuszając naskórka. Skutecznie kryje niedoskonałości, zachowując przy tym świeżość i naturalny wygląd skóry. Idealny do skóry normalnej i mieszanej.



Moja opinia.

Powyżej zaprezentowana tubka zawierająca 30ml fluidu to stosunkowo niewielki koszt (10-14 zł). Jest wydajny, ale minusem jest utrudnione wydobycie z opakowania, gdy jest go niewiele - po naciśnięciu wypływa bardzo duża ilość kosmetyku, który po prostu się marnuje.
Przy zakupie problem może stworzyć dobór koloru. Ja używam najjaśniejszego 01 - jasny beż, a wpasowuje się idealnie. W związku z tym rada ode mnie - wybierajcie kolor jaśniejszy niż w przypadku innych podkladów, bo ten ciemnieje na skórze (oczywiscie jeśli mamy taką możliwość, najlepiej posmarować sie testerem i chwilę odczekać).

Krem ma lekką konsystencję i bardzo przyjemny zapach. Łatwo się rozprowadza, nie wałkuje się, ani nie tworzy plam i smug. Krycie daje bardzo naturalny efekt. Mimo zapewnień producenta, kosmetyk jest nietrwały - po niedługim czasie twarz staje się tłusta i delikatnie błyszcząca, co wymaga poprawiania makijażu w ciagu dnia. Nie sprawdza się również przy wysokich temperaturach, wręcz spływa wtedy z buzi.


Komu polecam?
Osobom o cerze normalnej, które szukają delikatnego krycia i wygładzenia skóry twarzy oraz naturalnego wyglądu buzi, nie wymagających od kosmetyku obietnicy długotrwałego efektu.

7 września 2012

Nazwa idealnie wpasowana - antyperspirant bebe.


Z wątpliwą przyjemnością przedstawiam dziś antyperspirant w kulce bebe Young Care - produkt firmy Johnson&Johnson.

OD PRODUCENTA



Antyperspirant Bebe Young Care Soft Deo Balsam zapewnia niezawodną ochronę przez 24 h przed nieprzyjemnym zapachem i potem. Formuła apres shave z alantoniną jest wyjątkowo delikatna.
Nie zawiera alkoholu.
Tolerancja potwierdzona dermatologicznie.

MOJA OPINIA



Zaczniemy jak zawsze od tego co rzuca się w oczy jako pierwsze - opakowanie ma pojemność 50ml, jest poręczne. Kulka się nie zacina, zawartość nie wylewa, więc wszystko w jak najlepszym porządku.
Ceny przystępne - na allegro od 6 złotych z groszami, jednak nie ma się co zachwycać, bo wydajnością produkt nie grzeszy. Problem jest także z dostępnością. Ja swój preparat otrzymałam jako gratis do toniku Clean&Clear (w tym haulu), ale poza tym nie widziałam go na sklepowych półkach.


Zapach delikatny, aczkolwiek jak dla mnie, po pewnym czasie wcina się też chemia...
Możliwe, że jako osoba, która poci się niemało nie powinnam się wypowiadać na temat działania, ale przetestowałam go w przerożnych sytuacjach. Pierwszego minusa ten dezodorant łapie już przy aplikacji - straaasznie długo schnie i potwornie się klei, a jak już wyschnie to pozostawiona biała warstwa zaczyna się kruszyć. Jedyne dni, w których faktycznie warto go używać to te, gdy siedzimy w domu, uwzględniając oczywiście odpowiednią temperaturę otoczenia. W innych przypadkach nie sprawdza się zupełnie. 24-godzinna ochrona to również obiecanka, która z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. W dodatku w połączeniu nawet z niewielką ilością potu jego zapach staje się nie do zniesienia. Do plusów natomiast można zaliczyć delikatność i to, że nie podrażnia skóry - nawet zaraz po goleniu.

W ramach podsumowania, napiszę tylko że w moim przypadku kosmetyk zupełnie się nie sprawdził i z pewnością już więcej nie zawita w moim domu, aczkolwiek kto wie - może dla osób niewymagających, czyli pocących się naprawdę mało, może się nadać.

5 września 2012

(Nie)samodzielnie w kuchni: babeczki z płatkami czekolady

Uwielbiam muffinki! Zwłaszcza przygotowywać, jedzenie zazwyczaj zostawiam rodzince. Jako, że wyposażenie kuchni mojego lubego jest dość ubogie, tym razem zdecydowałam się na zakup produktu półgotowego, może ktoś skusi się na przygotowanie tego prostego przepisu.
Sam zestaw babeczkowy nie jest dużym wydatkiem, ja kupiłam prawdopodobnie najtańszy z możliwych (jak widać - w Carrefourze, koszt ok. 5 zł).

Pudełko zawiera: 14 foremek, masę na babeczki i płatki czekolady.

Potrzebne nam więc będą tylko:
100 ml wody (ja dodałam trochę więcej, około 150-200 ml),
100 ml oleju,
2 jajka.

Warto przygotować także:
miarkę,
większą miskę,
mikser,
piekarnik :-)










I zaczynamy zabawę. Nastawiamy piekarnik na temperaturę ok. 180 stopni. Do miski wsypujemy zawartość foliowego opakowania, dodajemy 100 ml oleju, 100 ml wody oraz 2 jaja. 


Całość miksujemy przez około minutę mikserem na wysokich obrotach. Tutaj drobna uwaga: ze względu na brak miksera, poradziłam sobie uzywając trzepaczki przez około 3 minuty (widocznie moje obroty były wystarczająco szybkie ;)), ciasto bardzo szybko i dokładnie się miesza.

Z torebki z płatkami czekolady odsypujemy łyżeczkę, a resztę wsypujemy do ciasta i dokładnie mieszamy łyżką.

Na blaszce ustawiamy foremki i wypełniamy je ciastem do około połowy. Na początku możecie wlać trochę mniej i uzupełnić na koniec gdy zobaczycie, że wystarczy ciasta na wszystkie foremki - z tym jednak nie powinno być problemu, bo według mnie starczyłoby na jeszcze jedną babeczkę. Z wierzchu posypujemy pozostawioną czekoladą (u mnie niestety nie wygląda to zbyt precyzyjnie).


Wstawiamy do rozgrzanego piekarnika - według przepisu na drugi poziom od góry. Pieczemy około 20 minut. "Opcja" piekarnika nie jest określona, ja użyłam pieczenia od góry i od dołu.



Wyszły naprawdę smaczne i o dziwo - wyglądają niemal jak te z obrazka!

4 września 2012

Pierwsze czarne perfumy.

Zdj.:http://www.shefinds.com/
Podczas niedzielnych spacerów, nie omieszkałam zajrzeć do centrum handlowego, gdzie znaczącą powierzchnię części perfumeryjnej zajmowały czarne buteleczki. Gdyby nie to, nawet nie wiedziałabym, ze Lady Gaga stworzyła własny zapach. Mnóstwo pustych, testowych flakoników stojących na stosach czarnych opakowań i hostessy wciskające spryskane perfumami paseczki faktycznie zwracają uwagę klienta. Nawet ja się skusiłam - co prawda nie na zakup, ale chociaż powąchałam tej nowości :)


Orientacyjne ceny:
EDP Lady Gaga Fame 100 ml – The Ultimate Masterpiece – 295 zł
EDP Lady Gaga Fame 50 ml – 165 zł
EDP Lady Gaga Fame 30 ml – 120 zł
Poza perfumami, dostępne jest też mydło, dezodorant, żel pod prysznic i balsam do ciała. W Polsce - w perfumeriach Sephora.


W wywiadzie dla radia 2DayFM [Lady Gaga] mówi: „Zależało mi, aby wyodrębnione zostały zapachy: krwi i nasienia. To perfumy, ale wcale nie pachną jak one. To coś zupełnie innego. Zapachy pierwotne. Do produkcji pobrali próbkę mojej własnej krwi, każdy więc będzie miał odrobinę mnie na skórze w dosłownym znaczeniu"  (via: lula.pl). [źródło: http://www.olfaktoria.pl]

Nuty perfum Fame to: kadzidło, morela, orchidea, szafran, miód i jaśmin. Nie należy zapomnieć o deklaracji użycia pokrzyku wilczej jagody - trującej rośliny znanej jako belladonna.


Faktyczny skład widniejący na opakowaniu wygląda tak:
• Łzy Belladony
• Rozdrobione serce storczyka tygrysiego
• Czarna osłona kadzidła
• Sproszkowana morela
• Esencja z szafranu i krople miodu


Moje wrażenia?
Pierwsze co widzimy, to czarny kolor perfum. Nie ma jednak obaw, bo po psiknięciu stają się one przezroczyste i nie barwią skory, ani ubrania. Uwagę niewątpliwie zwraca też oryginalne opakowanie. Przyglądając się opiniom Amerykanów jest to flakonik unisex, czyli przeznaczony zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Ja zostawiłabym go jednak dla płci pięknej. Zapachowi na pewno nie mozna zarzucić braku oryginalności, ale osobiście spodziewałam się czegoś mocniejszego, cięższego - zasugerowałam się wyglądem. Ciężko jest opisać wrażenia zapachowe słowami, ale dla mnie jest to poniekąd połączenie leśnych owoców (jagód?) ze słodkim aromatem kwiatów.



Pierwszą oficjalną reklamę perfum możecie zobaczyć tutaj:

 

Z tego, co Lady Gaga pisze na swoim twitterze i facebooku wynika, że perfumy już teraz są numerem 1 w USA. A wy...skusicie się? Jeśli uda wam się chociaż poznać zapach, to napiszcie proszę do czego można go porównać - chętnie poznam opinie innych :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...